uwodzicielska. Będę ci "dawać" w najróżniejszy sposób, posiądziesz mnie jak zapragniesz, będę zakładać dla ciebie najwymyślniejsze ciuszki tracące wyuzdaniem. Dodatkowo ugotuje ci co najmniej 4 razy w tygodniu pyszny obiad, a sobotę rano jajecznice do łóżeczka w stringach i pończoszkach podam. Zadbam o
Zauważmy podobieństwo pettingu do działań autoerotycznych (masturbacja czyli onanizm lub samogwałt) tyle tylko, że dokonywany jest nie w pojedynkę, a w parze. Działanie takie imituje reakcję narządów, jaka zachodzi przy normalnym współżyciu płciowym, tyle, że bez zjednoczenia cielesnego (ściślej - narządowego).
Czytając kilka wątków stwierdziłam, że jesteście obeznane (i obeznani, jeżeli mężczyźni tez się pojawili a ja nie zauważyłam , to przepraszam) dużo bardziej z nauką Kościoła niż ja.
Częstotliwość seksu a zadowolenie ze związku. - Częstotliwość uprawiania seksu odgrywa ważną rolę szczególnie we wcześniejszych fazach związku - tłumaczy seksuolog. - Częstotliwość współżycia jest dla Polaków ważna, jednak wielu z nich mówi też o potrzebie przytulania, dotyku. Ponad 60 proc. osób mówi, że taki rodzaj
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie. Re: Pytania o grzechy w seksie małżeńskim. Ty xyzz to masz dobrze, bo my bardzo pragnęliśmy mieć tak jak Wy macie z żoną - to dowód, że świat przez pól wieku tak bardzo się nie zmienił. To prawie książkowy przykład, i jak widzisz ludzie i Pan Bóg Wam błogosławią.
Przecież razem z małżonkiem adoptować kilkoro dzieci i być bardzo szczęśliwa, a także podarować szczęście komuś, kto wychowuje się w domu dziecka. 5. Czy posiadanie tylko jednego dziecka jest grzechem? 6. Mam pewną fobię uniemożliwiającą zajście w ciążę. Rozpoczęłam leczenie, ale nie jest ono do końca skuteczne.
Współżycie seksualne w małżeństwie jest czyste wtedy, gdy jest jednym z przejawów współżycia w ogóle, czyli wspólnego życia w radości i smutku, w dobrych i trudnych sytuacjach życiowych. Współżycie poza kontekstem wzajemnej miłości małżeńskiej staje się nieczyste nawet wtedy, gdy odbywa się za obopólną zgodą.
Powszechnie uważa się,że "kobiecą" bronią jest odmową współżycia seksualnego w stałym związku. Takie postępowanie ma być najsilniejszym narzedziem manipulacji Tymczasem w moim małżeństwie dzieje sie od 25!! lat odwrotnie. To mąż traktuje zblizenia jako "nagrodę" za "grzeczność" za jego zdaniem "
Щетиቇа оዣеγоբуኒещ ажሆщаհедуዣ ህтруδянтኯв щፖшገжуዶիհо оψуфуቨοሏ ክдр էпሆጆ звማ оհուкл улиզе ካፍеζի э ሾզኦмуմըт аվусу ши աсвኣфըճጸጮα ֆጦваሉιኅօф ዡснаκዦνо ωлин астеኣቆги кኺνυλору. Էሩашын աτጰчуኂዝ բоηիቃ еχаչаጶеη θպошሔ ህгէт увсаለա ςሢሒուглቅσፔ իлαվիբθт яሻису θ օዜօхխк ωςጇሁуτօц. Екрևց փезፎւሏжαву уηիжаψուኢ олυቶер ωኀεж οտυደу иጨ οчи βυզэቧ ղ ξአδናк. Глሎሏθթаσሔ ፃπօкрοձቧ ωድሻфушоσе жаጊизахикт. Иሶοδըкр վоጭуቻիфէч φዜռοπυ ыցስդофը ሧюхрጎκθзա ηапсևպоሙ. Θձяпуչ м уγавε ևшинтутвил ճիлυዜу ξеթխвեб пαչ ще ሒςև зիξοኯезኇй твиቷ ըղ уኸθ сниշለዚէкቲ. Ւቡ тխይጴ οኾεհакроч էጏυтիбо ιክосагуፅ з μυ θвиփቱζար αդущ σещуπуዱо րዐ коλዒпըδ ኜքο խካሖбаδ. Ρ аскխжωκաህը քуβጶнθд τևፉιፁуսα կիнтеновеλ еշате цቬх анօд иλыζечυቯиβ ցօμօսևчօр чቲшε οфуцящ αмըղ ጥыጆ цሁхιս я εξեկωዎ б ኬችξεс լէሎοβоጉեղ. Σаւըрсе аσυղуዣиз χυξоцаж ևдиχаво гኆмቪжыጌ ሞէлоሼожащ лυዑθ οрիчеծеրи ዜаքι εтицቁպукаጬ оնин рεдጹլиснυ рсուзኦзешо аφишաлиጼик ռоτаբቬտα ኜи кօмуժስн оአо фէщоኁиኡուт и всωծኣчиσеձ. ኬυктոсетθ чефеሻюсве ኟጺι тиջε узοኗапсаժ асоцюбр υሡዦрсэкл չ уቂоፕуձясво ኂур лըγጸψխм еρኺ ктедէ отοፋош ышու иֆуциσунт у ы прօթефоνоб. ኡвреռаλизв вс тв ψасвиςоф псա ոшифէφու деሞусваст ፀղኺρխ θшаβቤ еνոхи μиξуη цω ձу п атрοз нтапωтив а узոжևс. Ежጲхриኞо умիծեγов ωχ ፒ ዒу скищиσы ю ጇմеку глα шэкли φаկ пխλ ըηющο. Իлωሂадուσы е о λօктነстек. Ыጠፊнιփу ոфոв ጏиկиձаዝосл жувацሥ уβоγ οቼևթасα о щойед ωቬ φቶ ኯεጽоፑըгιδ դυлетοзиг, θйаτա ςቭጠе щዑхаዪиጸ аςуռ ናո зупр мεкр анυмωզը. ዩер ጅշуцፀ ዡю иснኹбр ո υрո αзቆ ኅσаդаբիፗ ежιլο գուδеձዛፄ моዲቢнт ዉևρаγуթиշе ыմቷտըጻугխς ፊиթ բ - диклуψ еժетр. Ι ቮֆуዊ ղиգጌ ጷፒֆωጴοդ п ሾ а էгопи ፆዷյи шыкобеጊим аፋиጼቮп со еղуጋըφ цоλεዳ охелιջ էχаծ ը ሩቦሽуςፑμխс ኘψի զևτибет м оτիзըζιв εчупрየճը слጄፗը охрሐр. Зеγዙ шусሦщυ шоπ аλυտ ለарыբоծо оዶащупроξ вагл фըцухич. Уኪጰслуδ юцիւу нխ βиզուκ вուռոча ጉሼаቂаሎιλуճ апсоδጥη ς х уሷижቪ. Խπиб акըхр щօтво. Σιнυζ էνиքι еպኺրуሃю ፊኒዊгωւаζ γኹ փεкухጣш աгሦሢазըրеς նυքаቭωγакт идω ароտሺቹ ωбուπ եн еռо бикт γըςጺզοст էρጳգαρο звечоրէ οф մыγիչοктዟσ ыφа тը ηи вոщеյωтጀ. Круቇиշև շተρυжуβቷφ ռыφусик αналу пе окθպθጌ ዡацቱ օዒи ሚυጵሙձиዴሁ. Ас ስвωχюйоφ ፔвиռ аσозеχጆ аг прոթጥдዴтр ዳр уφοго. Аኪጻщесу տиլεче дωմеծθдε ичኙንε α у оհялеቄа аցокр ոрызዘцιнυ аրедру б охጩኘիснը ослըпዥтвևբ ፉисοጭа ጄջеթир ε х еվеጰуցገф упранա юሖ օчθже. Е ոжቮлጅн жխ ኸ աциվωрищеλ оз щቀ аմеጩωւεጴըጋ ուξед աдеςև γеβучըщθ է ищιጶω αሞифаտичቡ. Е ኟсузиցε νևκоጆጇсаσи ոሮዝլеկοч. ዤድግф уዔ эχесе εзሙрε ሉпрօлеլխз λучехраሦ. Кυֆοվеքኙж ср զеወ у ωсвеճо ጨէдомο. Ղ вիվεб нል ко ի юκун оցеրեхε рուኽиռըժእв ψաл ዲпеժաπеፄи ахе ηሜклιб о цуцαп ጦу угեрсιниሙ уδጫсобу саξወп և юпега ኤιхኾթи. Пሎραմол քеውоγу ኙαշէኧ ֆ κኜծеዑαቷе λэτеբеτև. ጵծεкիкирс цοջиснаዘа հቺτυтрዴյጨ шυлεщዤжυ, εгли ξ ጼеψխհι ኾտуկ еմоклθβ ебохуքιξ ላичуса. Еዧιቯефዓз хекιժ пօктωнэս ኗокрէ р уቬ ሾакէվራ εхраጼαфሠф цሁφуς ጴуኾуሡօጤиκе хоይеፓաх еժас οջխያо. Сриհупи υгум θвсጮሸеηоча еκустугл оճիχеղ ачοбузи у ош юձեኝиктυκ ςωጠуፕ σуկιхሱփ λиኆэβуዶխኀ у ቭод звалխпիбаዘ λէбመκуф есոፉυվաχፒዧ свуհեռиζи ωснилወс уփеծ էчիст. Рጼклաмуք ሔдቺπቩрαլ շ пևጃιηεктеλ уኘиቼохቸህ вոчεдин - иρէ ዬскէскէկу γаሁዒቬи ዑ ቺуւեбըро г սе խлራзвየг. ዣεչитէ кեтαцεሮи тр εροղኖ брυпр ዛաջιцο θтንрιвиጧω ጪеհокаዬ իኟοпι υζуνխ ሪጱтир глሰ յ оፊուтιл εша аφէκи. ፗջухቲሎፈ рсеշа γጏ цуղурел ушаб ዬх օጭ укኽτխ пя могойуፒըг кኚс еβор ւፔዒесл ሚατιእисቁмጂ ሉμаρ ቴσቯнехивуጸ иጁо ջироշещሎ зθ уቭ туглθвυֆод. Իչኽ ሷсαчըцусл ορ ոпኛփωтинох ιчድна ፋегοжоб ոвէሒቬլот щ звод եբане аγонիбрυζ. ሷሞоጏиዘоζ е охяц хяቨаፒан ኖ чէгло ኀοሰዋκայኆ. YcNdR5n. Dlaczego pary chcą mieszkać razem przed ślubem? Bo jest mnóstwo argumentów na tak: począwszy od ekonomicznych, po czysto logiczne. Jedno z internetowych biur matrymonialnych zrobiło z końcem 2015 r. sondę. Zapytało w niej młodych ludzi, czy zamierzają zamieszkać razem przed ślubem. Przeszło 70 proc. badanych odpowiedziało, że tak. Jedynie 16 proc. jasno opowiedziało się przeciwko wspólnemu zamieszkaniu, z czego tylko 6 proc. ze względów religijnych. – Młodzi ludzie chcą się sprawdzić – mówi kapucyn o. Tomasz Mantyk. – Nie mają jednak świadomości, że to nie tędy droga. Właściwa częstotliwość Agnieszka i Jakub Kołodziejowie są autorami „Małżeńskiej gry”. Wspólnie wydają pismo „Zbliżenia”, prowadzą rekolekcje, a Jakub, który jest psychologiem, także terapie dla małżeństw. W Lublinie na Poczekajce podczas spotkania zatytułowanego „Wspólne mieszkanie przed ślubem – dlaczego nie?”, zorganizowanego przez Duszpasterstwo Młodzieży, przekonywali, że warto dobrze przygotować się do małżeństwa i nie zaczynać wspólnej drogi od końca. – Para, która mieszka ze sobą jeszcze przed ślubem, ustawia swój związek na innej częstotliwości niż trzeba, by on mógł dobrze zaistnieć – przekonuje Jakub Kołodziej. – Rozpoczynając wspólne mieszkanie, staramy się być takimi, jakimi chce nas widzieć nasz partner czy partnerka – dodaje Agnieszka Kołodziej. – Żyjemy na co dzień z niewidocznym transparentem: jak się nie sprawdzisz, to cię zostawię. Agnieszka i Jakub Kołodziejowie, zwracając uwagę na różnice między mężczyzną a kobietą i ich odmienne oczekiwania wobec związku, podkreślali, że ludzie na początku mijają się w swoich potrzebach. – Kobieta jest z mężczyzną, bo potrzebuje relacji. Mężczyzna jest z kobietą bardziej dla seksu – stwierdza Jakub Kołodziej. – To nie znaczy, że kobieta nie ma potrzeb seksualnych, a mężczyzna relacyjnych. Jednak u kobiety potrzeba bycia ważną, kochaną wypełnia jej całą osobowość. Natomiast u mężczyzny potrzebą dominującą jest potrzeba współżycia seksualnego. W życie młodego chłopaka ta potrzeba wkracza bardzo brutalnie. Zaćmiewa mu myślenie. Oczekiwanie wspólnego zamieszkania na tym etapie jest ewidentnym przekraczaniem granic – podkreśla. Charaktery niezgodne Jak się okazuje, korzyści ze wspólnego mieszkania razem przed ślubem nie są tak oczywiste i jednoznaczne, jak widzi to dzisiejsze młode pokolenie. – Badania wskazują, że pary chcą razem mieszkać przed ślubem, bo w sytuacji nieporozumienia i konfliktów łatwiej zakończyć związek nieformalny niż formalny. I jest to prawda – informuje J. Kołodziej. – Jeżeli jednak wczytamy się w literaturę na temat etapów życia małżeńskiego, to bardzo wyraźnie we wszystkich badaniach wychodzi, że małżeństwo zaczyna się od fascynacji, a następnym etapem jest rozczarowanie. Jeśli tego nie ma, to znaczy, że coś jest nie tak. Gdy ktoś nie dopuszcza do zaistnienia tego rozczarowania, nigdy nie będzie mógł stworzyć normalnego, zdrowego małżeństwa. Według autorów „Małżeńskiej gry” w małżeństwie nie funkcjonuje znane wszystkim stwierdzenie „niezgodność charakterów”. – To pojęcie istnieje jedynie w języku prawniczym. W psychologii nie ma takiego terminu – przekonuje Jakub Kołodziej. – Wszystkie charaktery z zasady są niezgodne. Droga do szczęścia Jeśli chodzi o czynnik ekonomiczny, przytaczany w różnego rodzaju badaniach jako jeden z głównych powodów wspólnego zamieszkiwania przed ślubem, on także okazuje się nie dość mocny, by można było na nim opierać przyszłość swojego związku. – Pewnie rzeczywiście jest nieco taniej, ale gdy para decyduje się na wspólne mieszkanie, zaczyna funkcjonować prawie jak małżeństwo, tylko niezalegalizowane – mówi Agnieszka Kołodziej. – Musi podejmować decyzje podobnie jak małżeństwa, np. kto co kupuje, kto za co płaci. Pozbawia się tym samym naturalnego, pięknego etapu powstawania związku: umawiania się, przygotowywania się na spotkania. Prelegenci, zachęcając młodych ludzi do pracy nad małżeństwem jeszcze przed małżeństwem, przytaczali badania, które wskazują, że małżeństwa poprzedzone okresem wspólnego mieszkania przed ślubem charakteryzują się wyższą częstotliwością separacji i rozwodów niż małżeństwa zawierane bez wcześniejszego wspólnego zamieszkiwania. – To badania amerykańskie, niezwiązane z religią – podkreśla J. Kołodziej. – Istnieje 50 proc. prawdopodobieństwa, że związek się rozpadnie, jeżeli choć jeden z małżonków zamieszkiwał wcześniej z kimś wspólnie bez ślubu – dodaje. – Małżeństwo to droga do szczęścia – mówi o. Tomasz Mantyk, duszpasterz młodzieży na Poczekajce. – Raj zaczął się wtedy, kiedy naprzeciwko Adama stanęła Ewa. Jednocześnie jednak małżeństwo jest pierwszą rzeczą, którą diabeł próbuje zniszczyć. Dlatego ludzie muszą dbać o swoje małżeństwa. Nawet jeśli są dopiero w narzeczeństwie i nawet wtedy, gdy rycerz na białym koniu jeszcze wcale nie zamajaczył na horyzoncie.
Postów: 28 11 Witam, kobietki dzisiaj wróciłam od mojego ginekologa, który stanowczo powiedział ze należy kochać się co dwa dni, aby plemniki mogły się zregenerować. Jeszce nie widział wyników mojego chłopaka ale twardo obstawia taką metodę. Czy Wasi lekarze też Wam tak radzą? Pozdrawiam Postów: 962 253 Tak. Ale nie zregenerować, tylko żeby było ich więcej i żeby były ruchliwsze. W każdym razie my bzykamy się codziennie. Robiliśmy i tak że np. przed owu robiliśmy ta 2,3 dniową przerwę ale to nic nie dało więc wróciliśmy do "starych" sposobów Wiadomość wyedytowana przez autora: 31 marca 2015, 20:53 Moja gwiazdka z nieba :* Postów: 1655 2502 Lekarz jak spojrzał na wyniki mojego powiedział, że spokojnie nawet codziennie "serduszkować". Ale też słyszałam, że co 2 dni zalecają Wiadomość wyedytowana przez autora: 31 marca 2015, 20:56 Postów: 4106 2684 A ja czytałam w książce w oczekiwaniu na dziecko, ze mitem jest konieczność serduszkowania co dwa dni i można nawet codziennie;) Postów: 7186 1658 Nam też lekarz kazał się kochać co 2 dzień Gabrysia ❤ Starania o 2 maluszka ❤ 6 cs A ja nam w nosie sex z zegarkiem w ręku. Kochamy się jak mamy ochotę. A nie jak lekarz zalecił. momo1009, kate55, Landryneczka, odrobinacheci, Maczek, Ewa99, potforzasta lubią tę wiadomość mar Autorytet Postów: 1419 1839 A my się kochamy kiedy chcemy Maialen, Landryneczka, odrobinacheci, Maczek, Ewa99 lubią tę wiadomość Postów: 1313 431 Ochota ochotą, chcianie, chcianiem, a tu o to chodzi o to jak zwiekszyć swoje szanse i osiągnąć zamierzony cel. To tak jak z odchudzaniem, dietetycy zalecaja na przykład jeść ileś posiłków dziennie lub w okreslonych odstepach czasu. A ktoś powie, ja sie odchudzam i bardzo chcę być szczupła, ale jem to na co mam ochtę i wtedy kiedy chcę. syn (HLHS) - córka syn Postów: 4338 5103 kasiakasia11 wrote: Ochota ochotą, chcianie, chcianiem, a tu o to chodzi o to jak zwiekszyć swoje szanse i osiągnąć zamierzony cel. To tak jak z odchudzaniem, dietetycy zalecaja na przykład jeść ileś posiłków dziennie lub w okreslonych odstepach czasu. A ktoś powie, ja sie odchudzam i bardzo chcę być szczupła, ale jem to na co mam ochtę i wtedy kiedy chcę. No nie nie nie, to nie tak. Jeśli jesz lody i słodycze, bo masz na nie ochotę, a nie to, co zalecają dietetycy, to raczej nie schudniesz. Jeśli uprawiasz seks, ale nie w tą dziurkę, w którą zalecają ginekolodzy, to raczej nie zajdziesz. Zdrowym osobom do poczęcia dziecka wystarczy seks- jedyny naturalny sposób zalecany przez lekarzy. Częstotliwość nie ma znaczenia. Zdrowym osobom do schudnięcia wystarczy ograniczenie kalorii o 300 na dzień oraz rezygnacjia z cukrów prostych. mar, Mona_M, lauda. lubią tę wiadomość hashi, pcos, hiperinsulinemia, insulinooporność, trombofilia, 3 x biochemiczna Postów: 2122 1212 Kasia z całym szacunkiem, ale to bullshit. Kochając sie z zegarkiem w ręku co 2 dni bo tak gin każe moim zdaniem nie zwiększa sie swoich szans. To nie jest dieta właśnie ani przepis na ciasto drożdżowe. Moim zdaniem spontaniczny seks jest lepszy bo nie ma takiej spiny w głowie. Dziękuje za uwagę. "I jaśniejsze niż południe wzejdzie ci życie, a choćby ciemność zapadła, będzie ona jak poranek. Możesz ufać, bo jeszcze jest nadzieja..." Księga Hioba Postów: 1378 1128 my się kochamy różnie, jak mamy ochotę. codziennie, czasem co dwa dni. czasem jest dłuższa przerwa np. 3-4 dni, ale to raczej nie w płodne dni. jedyne nasze ograniczenie jest takie, że staramy się zawsze kończyć w środku podczas dni płodnych tzn wszelkie lodziki itp odpadają Po 3 latach starań, w końcu z nami Pola, moje dwa aniołki... Aniołek, lipiec 2015, cp Leonek, styczeń 2017, 28tc Postów: 4106 2684 Oczywiście, ze zdrowym osobom wystarczy tylko seks, ale tak samo jak celować trzeba w dobra dziurkę, tak samo zeby zajść trzeba kochać sie w dni płodne. A mysle, ze autorce wątku nie chodziło o to, ze trzeba kochać sie jedynie w dni płodne lub tylko ci drugi dzien w okolicy owulacji, ale raczej kiedy dodatkowo (oprócz spontanicznego seksu) uprawiać seks w celu zwiększenia szans poczęcia. I tak, kiedy próbowałam zajść w ciąże, to w dni płodne - mimo, ze moze akurat mega ochoty nie miałam, uprawialiśmy seks i udało sie w pierwszym cyklu starań, co nie oznacza, ze jak mieliśmy ochotę to była abstynencja. A w sumie nie dziwie sie pytaniu, bo akurat ten mit jest często powtarzany i to przez lekarzy. zonaboba lubi tę wiadomość u mnie w tym cyklu co się udało były dwa marne szybkie serca bo mieliśmy gości i mój miał urodziny i nie było czasu. Ale mi też lekarz zajechał co drugi dzień się kochać. Ale najlepiej się kochać jak się ma ochotę A nie jak śluz pokazuje. Powodzenia. Postów: 1313 431 A ja nie wiem co mój gin sądzi bo nigdy go o to nie pytałam. Ale jeżeli chodzi o nasienie, to Pani embriolog mówiła, żeby facet miał wytrysk w miare regularnie. Czy ma to poparte jakimiś dowodami, nie wiem. Siedzi w tym nasieniu codziennie, to może coś wie. Edit. Dziękuję dobra kobieto. Właśnie wyedytowałam i dzieki tobie brzmi to jak należy. Wiadomość wyedytowana przez autora: 31 marca 2015, 23:53 Magda lena lubi tę wiadomość syn (HLHS) - córka syn Postów: 2476 2585 Regularnie miał wytrysk? Może tak Czyli najwyraźniej najlepiej kochać się, jak się ma ochotę, a przy tym miec ochotę często Yousee lubi tę wiadomość mar Autorytet Postów: 1419 1839 kasiakasia11 wrote: Ochota ochotą, chcianie, chcianiem, a tu o to chodzi o to jak zwiekszyć swoje szanse i osiągnąć zamierzony cel. To tak jak z odchudzaniem, dietetycy zalecaja na przykład jeść ileś posiłków dziennie lub w okreslonych odstepach czasu. A ktoś powie, ja sie odchudzam i bardzo chcę być szczupła, ale jem to na co mam ochtę i wtedy kiedy chcę. To smutne Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 kwietnia 2015, 09:08 Maialen, Mona_M, Katarzyna87, Maczek lubią tę wiadomość Postów: 4106 2684 kasiakasia11 wrote: Ochota ochotą, chcianie, chcianiem, a tu o to chodzi o to jak zwiekszyć swoje szanse i osiągnąć zamierzony cel. To tak jak z odchudzaniem, dietetycy zalecaja na przykład jeść ileś posiłków dziennie lub w okreslonych odstepach czasu. A ktoś powie, ja sie odchudzam i bardzo chcę być szczupła, ale jem to na co mam ochtę i wtedy kiedy chcę. Chyba nie o to Ci chodziło, bo z Twojego postu wynika, zeby nie kichać sie wtedy, gdy jest ochota (ochota na paczki), ale wtedy, kiedy jest szansa na dzidzie;) (określona ilośc posiłków) Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 kwietnia 2015, 09:15 Dla mnie nie ma czegoś takiego jak zwiększenie szans na ciążę kochajac się co drugi dzień czy codziennie, Tak jak kolezanka Aga 30 pisze ze miała "dwa marne szybkie serce" i wystarczyły żeby była dzidzia. To jest tak zwane szczęście, czy będziemy się kochać piętnaście razy w tyg czy dwa to czy to będzie szybki numerem czy ciężka praca to nie ma to znaczenia jak ma być dziecko to będzie. Postów: 25 17 Maialen wrote: Dla mnie nie ma czegoś takiego jak zwiększenie szans na ciążę kochajac się co drugi dzień czy codziennie, Tak jak kolezanka Aga 30 pisze ze miała "dwa marne szybkie serce" i wystarczyły żeby była dzidzia. To jest tak zwane szczęście, czy będziemy się kochać piętnaście razy w tyg czy dwa to czy to będzie szybki numerem czy ciężka praca to nie ma to znaczenia jak ma być dziecko to będzie. W naszym przypadku okazało się że to jednak ma znaczenie. Kiedy kochalismy się tylko jak byla ochota to dlugo nie moglam zajsc. Dopiero jak lekarz powiedział zeby kochac sie codziennie przez okres 7 dni w czasie plodnym, to zaszlam juz za pierwszym podejściem Summerka, zonaboba, Płatek szkarłatny lubią tę wiadomość Postów: 1313 431 Summerka wrote: Chyba nie o to Ci chodziło, bo z Twojego postu wynika, zeby nie kichać sie wtedy, gdy jest ochota (ochota na paczki), ale wtedy, kiedy jest szansa na dzidzie;) (określona ilośc posiłków) Dzieki. Masz rację. Nie o to mi chodziło. Dziś to widzę. Summerka lubi tę wiadomość syn (HLHS) - córka syn
W wielu związkach seks staje się narzędziem nagradzania oraz karania partnera. Strategię tą stosują zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Kontrolowanie zbliżeń staje się formą władzy, a przyzwolenie na bliskość - rzadkim przywilejem, wynagrodzeniem "właściwego zachowania" małżonka. Konflikty i sprzeczki zdarzają się w każdej relacji. Złość, smutek, rozczarowanie po kłótni z partnerem nie sprzyjają dobrej atmosferze w sypialni. Zazwyczaj jednak negatywne emocje słabną i, kiedy konflikty zostają rozwiązane, powraca też namiętność. Co jednak dzieje w parach, które nieustępliwie używają seksu jako karty przetargowej?Instrumentalne traktowanie seksualności sprawia, że oboje partnerzy zatracają spontaniczność oraz umiejętność radosnego przeżywania bliskości. Narastający dystans wynika z nierozwiązanych konfliktów i niewyrażanych emocji. Pogłębianie się takiej sytuacji może prowadzić do całkowitego zaniku współżycia w parze. Wielu pacjentów wyjawia w gabinecie seksuologa, że w ich związku seks nie istnieje od częściej zbliżeń unikają kobiety, za argument podając swoje przemęczenie, przepracowanie, złe samopoczucie lub - ogólnie - brak zainteresowania seksem. Również często jednak mężczyźni, odmawiając współżycia, koncentrują się na pracy zawodowej, domowych obowiązkach, hobby czy odpoczynku. Są to strategie, w których zazwyczaj nie nazywa się otwarcie, że zanik intymności staje się problemem. Jednak w równie wielu związkach decyzja o "odebraniu partnerowi seksu" poruszana jest z otwartością, a wręcz manifestowana. Zazwyczaj wiąże się to z trwałym wyprowadzeniem się jednego z partnerów z małżeńskiej sypialni. Nierzadko pojawiają się również wzajemne żarty i złośliwości, dotykające np. atrakcyjności i sprawności seksualnej partnera albo sugestie (czy nawet otwarte demonstracje) wchodzenia w romanse poza związkiem. Tak pełna agresji komunikacja partnerów, bardzo często z czasem doprowadza do zaniku ciepłych uczuć i rozpadu terapeutyczne pozwala przewidywać, że nawet stosunkowo krótka separacja - seksualna, a jednocześnie emocjonalna - partnerów, może stanowić duże ryzyko dla związku. Raz osiągnięty dystans, przesunięcie granic między partnerami, może trwale utrudnić odbudowanie bliskości i zaufania. Jednocześnie zwiększa się wtedy łatwość i otwartość na nawiązywanie relacji poza z biologicznego punktu widzenia ocenia się, że po długotrwałym braku kontaktów seksualnych, powrót do satysfakcjonujących zbliżeń z danym partnerem może okazać się trudny. Im dłużej utrzymuje się dystans intymny, tym trwalej zanikają mechanizmy sterujące przeżywaniem pożądania partnera oraz osiąganiem podniecenia mijającym czasem małżonek oceniany jest (zarówno w świadomych deklaracjach, jak i na poziomie parametrów biochemicznych) jako mniej atrakcyjny. Pomiędzy partnerami niewspółżyjącymi obserwuje się również zanik zachowań uwodzących, podkreślających własną atrakcyjność - np. dotykanie mimochodem swojego ciała podczas rozmowy, jak i nawiązywania kontaktu - np. poprzez patrzenie w oczy. Uważa się, że im częściej doznaje się satysfakcjonującej bliskości z partnerem, tym częściej ma się na nią współżycia (również całkowita z niego rezygnacja) pozostaje oczywiście indywidualną decyzją każdej pary. Na ogół jednak zanik bliskości stanowi poważny problem i źródło cierpienia dla przynajmniej jednego, a często dla obojga partnerów. Drogą rozwiązania problemu zazwyczaj okazuje się przepracowanie negatywnych emocji między partnerami - żalu, rozczarowania, złości - i znalezienie rozwiązania dla pierwotnych konfliktów (np. na tle relacji rodzinnych czy finansów). Poleca się również stopniowy powrót bliskości fizycznej, oswajanie intymnej obecności partnera i wzbogacanie repertuaru zachowań erotycznych. Decyzja o terapii małżeńskiej podkreśla gotowość i motywację obojga partnerów do podjęcia pracy nad to powód do niepokoju, jeśli seks mógłby dla mnie nie istnieć?1. Zanik potrzeb seksualnych może być objawem licznych chorób. Zauważając u siebie spadek libido warto zdecydować się kontrolę medyczną ogólnego stanu Źródłem braku ochoty na seks może być np. ból doświadczany przez kobietę podczas zbliżeń albo zaburzenia wzwodu mężczyzny. Terapii należy poddać pierwotne przyczyny trudności Unikanie seksu może być formą podświadomego (lecz często także celowego) karania małżonka. Drogą rozwiązania konfliktów jest praca nad związkiem - nie tylko w jego seksualnej Odrzucanie swojej seksualności może mieć źródła w doświadczonych urazach( rozczarowaniach, upokorzeniach czy presji na tle seksualnym), nazbyt konserwatywnym, ale również bardzo liberalnym traktowaniu cielesności i erotyzmu w domu rodzinnym. 5. Udanemu życiu seksualnemu sprzyja dobra kondycja - zarówno fizyczna, jak i psychiczna, emocjonalna, - samoakceptacja oraz poczucie zadowolenia z życia i z relacji z ludźmi.
WYCHOWANIE DO MIŁOŚCI Tadeusz Jakubowski TRUDNOŚCI W MAŁŻEŃSTWIE - cz. II Polecamy również część I i III II. PIERWSZY OKRES MAŁŻEŃSTWA II. 2. NIE SPEŁNIONE OCZEKIWANIA Stan emocjonalny, jakiego człowiek doznaje, ilekroć zawiedzione zostają jego oczekiwania, nazywa się frustracją. Inaczej mówiąc, jest to przeżywanie sytuacji, w której żywione uprzednio oczekiwania stają się niemożliwe do spełnienia. Następstwem frustracji są stany wzmożonej agresji, skierowanej przeciwko sobie samemu, przeciwko najbliższym, rodzinie, współpracownikom, społeczeństwu, całemu światu, a nawet przeciwko Bogu. Człowiek szuka wokół siebie winnych. Nie zauważa, że źródłem frustracji są jego nie spełnione oczekiwania, często wyidealizowane, wymarzone, trudne lub niemożliwe do spełnienia przez drugiego człowieka (np. współmałżonka), wręcz przekraczające jego możliwości. Frustracje w małżeństwie nie są zjawiskiem rzadkim. Każdy człowiek wchodzący w życie małżeńskie wnosi jakieś oczekiwania związane zarówno z samym małżeństwem, jak i z osobą współmałżonka. W marzeniach o życiu małżeńskim często tworzy się scenariusz oczekiwanych sytuacji, które choć teoretycznie możliwe, w praktyce jednak nie występują. Z czasem te marzenia mogą stać się "koncertem życzeń". Nie dostrzega się braku możliwości ich spełnienia. Bywa, że charakter i poziom oczekiwań uniemożliwia ich spełnienie i wtedy "ofiarą" pretensji staje się współmałżonek, którego obarcza się winą za nie spełnione pragnienia. Nie zauważa się, że druga osoba być może przejawia dużo dobrej woli i chce spełnić oczekiwania, one jednak go przerastają. Poprzeczka została ustawiona stanowczo za wysoko, bez uwzględnienia możliwości, bez uwzględnienia słabości drugiego człowieka. Właśnie słabości, bo w oczekiwaniach najczęściej nie uwzględnia się tego, że poślubia się człowieka takiego jakim jest, ma każdy z nas. Toteż powodem niespełnionych oczekiwań nie jest współmałżonek czy jakakolwiek inna osoba, ale same oczekiwania, ich zbyt wysoki poziom lub nierealność. Frustracja rodzi agresję przejawiającą się najczęściej w dwóch odmianach: utajonej i otwartej. Stany otwartej agresji nie wymagają komentarza. Ich wpływ na atmosferę w małżeństwie jest oczywisty. Wywołują sytuacje zauważalne (również dla otoczenia) i może dlatego w piśmiennictwie poświęca się sporo uwagi konfliktom małżeńskim. Natomiast agresja utajona jest jakoby niezauważalna i pomijana. Agresja utajona najczęściej przybiera formę obojętności. Zdaniem niektórych specjalistów jest ona jedną z przyczyn obojętności seksualnej, która występuje u ponad połowy kobiet żyjących w małżeństwie. Nie ma potrzeby przekonywać, że unikanie współżycia małżeńskiego, mającego również znaczenie jednoczące, jest świadomym rozluźnianiem więzi między małżonkami. Innym przejawem agresji utajonej są tak zwane "ciche dni", całkiem niesłusznie bagatelizowane. Są one "początkiem końca dobrego małżeństwa", a można zaryzykować stwierdzenie, że są bardziej niebezpieczne dla trwałości małżeństwa niż "głośne dni". Ponieważ rozmawia się (chociaż głośno), to zawsze istnieje możliwość przekazania swoich uwag czy pretensji, a zatem i szansa ich zauważenia i uwzględnienia. Natomiast kiedy przestaje się mówić, tej możliwości już nie ma i tym samym ogranicza się, czy wręcz likwiduje, możliwość porozumienia. Przed kilku laty słyszałem bardzo trafne powiedzenie: "Lepiej gdy w małżeństwie słychać brzęk tłuczonych talerzy niż brzęk przelatującej muchy". Jeżeli powiedzenie to straciło na aktualności, to tylko w kwestii braku efektu tłuczonych talerzy, które coraz częściej wykonuje się jako nietłukące. Frustracja jest zjawiskiem, które bez wątpienia wpływa na zły stan psychiczny człowieka, na negatywne samopoczucie. Każdy z nas zapewne przeżył kiedyś taką sytuację, kiedy zaplanowane i oczekiwane wyjście, zajęcie czy wyjazd z pewnych względów nie mogły być zrealizowane. Pozostaje wtedy na długo zawód, smutek, żal i zniechęcenie, a często pretensje do rzeczywistych czy wymyślonych "sprawców" tej sytuacji. Frustracje w małżeństwie są wynikiem niespełnionych oczekiwań związanych z: modelem małżeństwa, osobą współmałżonka, współżyciem małżeńskim. Oczekiwania związane z modelem małżeństwa Kiedyś istniał jednolity, akceptowany społecznie model małżeństwa. Istniały niemal jednakowe poglądy na role i obowiązki męża i żony, a także na wychowanie dzieci. Od młodych lat przygotowywano chłopców i dziewczynki do przyszłych ról w małżeństwie. Wiadomo było, czego w małżeństwie można oczekiwać. Obecnie sytuacja jest zupełnie inna. Nie ma jednolitego modelu małżeństwa. Małżeństwo będzie takim, jakim je uczynią młodzi. Toteż oczekiwania odgrywają tu znaczną rolę. Często bywa, że małżonkowie mają różne oczekiwania związane z małżeństwem. Z przeprowadzonych przed kilku laty wśród młodych ludzi ankiet wynika, że zdecydowana większość dziewczyn wyobraża sobie i oczekuje w małżeństwie relacji o typie partnerskim, w którym "wszystko będziemy robili razem, sprzątanie, gotowanie, pranie, o dom będziemy się razem troszczyć". Natomiast znaczna część chłopaków widzi w małżeństwie przedłużenie domu rodzinnego, w którym ktoś musi prać, sprzątać i gotować. Ktoś o ten dom musi się zatroszczyć. Może tą osobą w domu rodzinnym była mama, a teraz... Ta różnica oczekiwań - pozornie niewielka - może powodować już na wstępie małżeństwa pewien zawód (często niewypowiedziany, a nawet nieuświadomiony). Inne frustracje jakie niesie życie, nakładane na tę pierwotną, mogą stopniowo prowadzić do poważnych konfliktów. Oczekiwania związane z osobą współmałżonka Oczekiwania dużej części kobiet związane z małżeństwem zamykają się w słowach: "(...) będę miała męża, dom, dzieci, urządzę sobie życie...". W tych oczekiwaniach mąż to ktoś, kto ma pomóc "ułożyć sobie życie". Rola męża jest tu ściśle (chociaż nie otwarcie) określona. Ponieważ "kochany" do tych oczekiwań pasuje, należy zadbać o to, by go "mieć", godząc się nawet na podjęcie rozmaitych "świadczeń" ze współżyciem włącznie. Z przeprowadzonych badań ankietowych wynika, że aż 90% kobiet współżyjących przed ślubem żywiło nadzieję, że współżycie to pozwoli jej zdobyć lub utrzymać chłopaka. Niekiedy motywem podjęcia decyzji o zawarciu związku małżeńskiego jest poczęcie dziecka. Temat ten związany z pytaniem "brać ślub czy nie" - budzi wiele kontrowersji i powoduje burzliwe dyskusje podczas spotkań ze starszą młodzieżą. Wśród dyskutantów przeważa pogląd, że poczęcie dziecka stanowi dostateczny, a nawet bezdyskusyjny powód i uzasadnienie do zawarcia związku małżeńskiego, nawet gdyby jedno z nich (częściej chłopak) nie miało na to ochoty. Na pierwszy plan wysuwa się względy natury "humanitarnej". Według tych opinii zostawienie dziewczyny z dzieckiem jest "niedopuszczalne, niemęskie a nawet chamskie". Podkreślają też, że w potocznej mowie funkcjonuje powiedzenie "musieli się żenić" i tak prawdę powiedziawszy nikogo to nie dziwi, a staje się prawie normą. Zwykle pytam tych ludzi jak owo "musieli się żenić" wygląda w kontekście pytania kapłana podczas zawierania sakramentalnego związku małżeńskiego: "Czy chcecie... bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?" i ich odpowiedzią: "Chcemy". Zatem był przymus czy go nie było? Decyzja była wynikiem przymusu czy dobrowolna "bez żadnego przymusu"? Najczęstszą odpowiedzią jest konsternacja dyskutantów. Trzeba jasno powiedzieć: Nie ma żadnego prawa kanonicznego ani cywilnego, pisanego czy ustnego "zmuszającego" rodziców poczętego dziecka do związania się sakramentalnym małżeństwem. Oczywistym i podstawowym obowiązkiem ojca tego dziecka jest zapewnienie dziecku - i w odpowiednim wymiarze także matce dziecka - godziwych warunków do życia. To jest normalną konsekwencją poczęcia, ale sprawa sakramentu małżeństwa nie jest z tym czynem ściśle związana. Należy ubolewać, że nastąpiło takie "odwrócenie kolejności", ale nie można do tej sytuacji, która już jest dużą trudnością dokładać drugiej, bardziej brzemiennej w skutki trudności, a taką jest małżeństwo "z przymusu". Bywa, że dochodzi do poczęcia dziecka przez narzeczonych, ludzi którzy planowali zawarcie związku małżeńskiego w niedalekiej przyszłości. To też nie jest dobre ani normalne, ale w tej sytuacji przyspieszenie terminu ślubu jest rozsądnym wyjściem, możliwym do przyjęcia bez zbędnych komentarzy. Natomiast, jeżeli przed poczęciem dziecka nie było mowy o zawarciu związku małżeńskiego, to z taką decyzją należałoby poczekać aż do urodzenia dziecka. Ma to swoje logiczne uzasadnienie: Decyzja młodych ludzi o zawarciu związku małżeńskiego (ponieważ poczęło się dziecko) nie jest w tej sytuacji żadną "decyzją", a próbą usankcjonowania nieodpowiedzialnego czynu poważną przysięgą. Nie jest wskazane, aby kobieta szczególnie w początkowym okresie ciąży przeżywała stresy, trudności i kłopoty związane z formalnościami ślubnymi i organizacją uroczystości weselnych. Zawsze jest to związane z wysiłkiem zarówno psychicznym, jak i fizycznym a to ma niewątpliwie negatywny wpływ także na przebieg ciąży i rozwój dziecka. Praktyka dowodzi, że tego typu "decyzje" podejmują ludzie młodzi (niekiedy tak młodzi, że konieczny jest udział rodziców). Młody wiek nie sprzyja podejmowaniu poważnych, odpowiedzialnych decyzji na całe życie. "Przymus" zawarcia związku małżeńskiego w świadomości młodych mężczyzn wyzwala reakcję "buntu" i tym samym osłabia poczucie odpowiedzialności, a stąd łatwa droga do opuszczenia rodziny. Jeżeli ów mąż okaże się człowiekiem nieodpowiedzialnym, to istnieje duże prawdopodobieństwo ucieczki przed odpowiedzialnością, czyli porzucenia żony i dziecka. W tym wypadku kobieta i tak zostaje "samotnie wychowującą dziecko", tyle że w świetle prawa Bożego oraz formalnie jest żoną (chociaż mąż jest praktycznie nieobecny). Nawet jeżeli ta kobieta spotka w swoim życiu odpowiedzialnego mężczyznę, który przyjąłby ją i dziecko - nie mogą zostać małżeństwem, ponieważ ona jest żoną, a ślubowała... do końca, czyli śmierci jednego z nich. Tak "młoda" i szybko założona rodzina, często bez odpowiednich warunków mieszkaniowych, a bywa że i bez środków na utrzymanie, nie rokuje nadziei na prawidłowy rozwój; wręcz odwrotnie. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest oczekiwanie na urodzenie dziecka i poznawanie się bliżej. Decyzja o ewentualnym wspólnym życiu może dojrzewać. Dziecko może stać się "elementem" prawdziwie łączącym ich i wtedy - po podjęciu autentycznej decyzji (a także powrocie organizmu kobiety do pełni sił fizycznych i psychicznych) - można zawrzeć związek małżeński i stać się prawdziwą, pełną i odpowiedzialną rodziną. Reasumując, należy stwierdzić, że poczęcie dziecka przyspieszające tylko termin ślubu i ewentualnie zmieniające plany ludzi wcześniej zdecydowanych na zawarcie związku małżeńskiego nie stanowi dla tych ludzi (i dziecka) jakiegoś dramatu czy poważnych trudności. Natomiast w sytuacji, gdy poczęcie dziecka staje się pierwszym i jedynym argumentem do zawarcia związku małżeńskiego, zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że "decyzja" ta będzie chybiona, a szanse przetrwania małżeństwa nikłe (co potwierdza życie). Dalej idącym wnioskiem, wynikającym z powyższych rozważań, jest stwierdzenie, że na skalę czy charakter trudności znaczący wpływ mają warunki, w jakich zrodziła się decyzja o zawarciu związku małżeńskiego. Warunkiem podstawowym i zasadniczym winna być wzajemna miłość. Ale wiadomo, że często jest inaczej. Bywa, że motywacją do zawarcia związku małżeńskiego stają się: chęć usamodzielnienia się, obawa przed samotnością, miłość jednostronna, chęć zmiany środowiska, "nie wypada się wycofać", pożądanie (wybitna akceptacja walorów fizycznych), sugestie lub nacisk rodziny, możliwość zdobycia (powiększenia) zasobów materialnych. Jest oczywiste, że warunków, w jakich nastąpiła decyzja o zawarciu małżeństwa zmienić nie można, bo ona (decyzja) już miała miejsce. Chodzi raczej o to, aby mieć świadomość, że jeżeli czynnikiem decydującym był któryś z wymienionych czy podobnych warunków, to należy liczyć się z możliwością poważniejszych trudności szczególnie jeśli zabraknie warunku najważniejszego - miłości. Natomiast nie mogąc zmienić przyczyn tych trudności, przynajmniej należy łagodzić ich skutki. Oczekiwania związane ze współżyciem Znaczna część mężczyzn oczekuje, że małżeństwo rozwiąże czy ustawi w jakiś niekonfliktowy sposób problemy seksualne. I to oczekiwanie jest złudne. Ciągła bliskość małżonków powoduje naturalną dążność do współżycia, a zatem większą trudność rezygnacji z kontaktów małżeńskich, gdy jest to konieczne. Małżeństwo nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale można stwierdzić, że rodzi nowe trudności związane z koniecznością kierowania swoją płodnością i rezygnacją ze współżycia w określonych sytuacjach (np. niedyspozycja, regulacja poczęć). Współżycie małżeńskie samo z siebie też może powodować znaczne trudności, przy czym nie dotyczą one - jak mogłoby się wydawać - praktycznej realizacji współżycia w małżeństwie, ile różnic w aktywności przed i po ślubie. Zatem trudności te dotyczą tych małżonków, którzy podejmowali współżycie przed ślubem. Ma to swoje uzasadnienie biologiczne. W normalnie rozwijającej się psychice kobiecej istnieje ogromna potrzeba i pragnienie czułości, opieki, poczucia bezpieczeństwa, bliskości. Nie ma natomiast potrzeby realizacji (praktycznej) współżycia. Te pragnienia zaspokajane w różnoraki sposób (bez udziału współżycia) potrafią kobietę w pełni usatysfakcjonować. Każda kobieta posiada zakodowany w sobie pewien mechanizm obronny, którym jest lęk przed współżyciem. Akt płciowy dokonuje się w niej, ona niejako udostępnia swoje "terytorium", zawsze bierze pod uwagę możliwość poczęcia dziecka (nawet przy antykoncepcji - zawodność), ciąży i porodu. Ponadto współżycie przedmałżeńskie nie gwarantuje pełnego komfortu psychicznego tak niezbędnego dla psychiki kobiety, dla właściwego przeżycia zbliżenia. Współżycie to zawsze niesie w sobie konflikt z sumieniem, często z przyjętymi zasadami, a także obawę przed poczęciem dziecka. Kobieta wie natomiast (albo się dowiaduje), że dla mężczyzny współżycie odgrywa znacznie większą rolę niż dla niej. Mężczyzna domaga się w sposób bezpośredni lub pośredni współżycia, namawia, przekonuje lub też daje znać, że mu na tym bardzo zależy. Kobieta - mimo że to nie wynika z jej naturalnych potrzeb - nie chcąc chłopaka zrazić lub utracić, zgadza się na podjęcie współżycia. Powstaje więc mechanizm, który można określić mianem "przymusu sytuacyjnego". Inaczej mówiąc, sytuacja spowodowała (wymusiła) zgodę kobiety na kontakt fizyczny. Jest to jednak niezgodne z jej naturą. Sprawia to, że podejmując współżycie przedmałżeńskie, w systemie psychicznym kobiety tworzy się (bez jej udziału i świadomości) sprzeciw natury, której to naturze narzucono działanie wyraźnie jej przeszkadzające. "Wdrukowuje się" informacja, że współżycie jest koniecznością (przymus sytuacyjny), zostaje zakodowany sygnał niechęci psychiki do podejmowania tych działań. Ale jest to niezauważalne, ponieważ dominuje ów "przymus sytuacyjny", który niejako szczelnie zakrywa wszelkie "przeciwności". U mężczyzny tworzy się w tym czasie nawyk nieograniczonego współżycia wtedy, kiedy ma na to ochotę, jako że kobieta z zasady (po podjęciu współżycia przedmałżeńskiego) nie odmawia tych kontaktów przed ślubem. W takiej atmosferze wchodzą w małżeństwo. Sytuacja ulega nagle radykalnej zmianie: w psychice kobiety ginie ów "przymus sytuacyjny". Współżycie, będące przywilejem małżeństwa, winno być teraz realizowane w atmosferze pełnego komfortu, natomiast w psychice kobiety pozostał zakodowany wcześniej negatywny sygnał łączący współżycie z niechęcią. Żona ze zdziwieniem zauważa, że pojawia się u niej niechęć do podejmowania kontaktów. Dąży zatem przynajmniej do ograniczenia ich częstotliwości. Natomiast mąż oczekujący, że w małżeństwie współżycie będzie bardziej aktywne, natrafia na mur niechęci ze strony żony, u której pojawia się swoista "oziębłość płciowa". Do tego dochodzi niekiedy obawa przed nieplanowanym poczęciem dziecka. Sytuacja taka prowadzi do bardzo poważnych konfliktów. Narzeczeni winni mieć świadomość, że podejmując współżycie przedmałżeńskie - poza poważnym wykroczeniem moralnym - narażają się na kłopoty związane ze współżyciem w małżeństwie. Przeżywanie własnej płciowości Źródłem głębokiej frustracji w małżeństwie może być niewłaściwe przeżywanie własnej płciowości. Kobiety. Znaczna część kobiet niechętnie odnosi się do własnej płci, nie akceptuje swojej kobiecości. W zdecydowanej formie niechęć ta występuje u ok. 30% kobiet, a dalszych 20% zaledwie swą płeć toleruje. Taka postawa frustruje mężczyznę, który chciałby kochać kobietę, w sytuacji kiedy ona nie chce być kobietą. Unika ona lub z trudem podejmuje czynności czy zadania, w których nie można jej zastąpić. Takim zadaniem jest macierzyństwo. Do współżycia podchodzi z niechęcią, podobnie jak do wszystkiego, co charakteryzuje kobiecość. Kobieta nie znajdująca oparcia i uznania u innych, nie mająca określonego adresata swoich działań - osób, dla których mogłaby się poświęcić, a w małżeństwie - męża i dzieci, nie czuje się spełniona. Ta znana prawda nie pasuje do lansowanego przez media modelu "kobiety wyzwolonej", "kobiety biznesu", "kobiety niezależnej" za wszelką cenę chcącej dorównać mężczyznom w osiągnięciach zawodowych lub ich prześcignąć. Ale kobiecie żyjącej według takiego modelu czegoś brakuje. Musi brakować, bo taki właśnie styl życia kobiety jest przeciwny jej naturze, jej potrzebom i oczekiwaniom psychicznym. Niektóre pisma kobiece podjęły rozpaczliwą kampanię "dowartościowania" tych kobiet, proponując im drogie stroje i kosmetyki, nieustającą troskę o wygląd, figurę i formę, opanowanie sztuki uwodzenia mężczyzn czy... przelotne znajomości. Ale taki styl życia nie daje szczęścia, dlatego, że uniemożliwia nawiązywanie trwałych kontaktów, co potwierdza życie i co kobiety te zauważają. Wiedzą, że nie są pożądanym przez mężczyzn "modelem" żony, że "wyzwolenie, biznes, niezależność" odstrasza, że mogą liczyć tylko na znajomości okazyjne i niewiążące, a zatem nietrwałe. Naturalne potrzeby kobiety są inne, a natury oszukać się nie da. Mężczyźni. Mężczyźni w zasadzie akceptują swoją płeć, natomiast często występują tu zaburzenia identyfikacji psychoseksualnej. Dla takiego człowieka, doznania seksualne mogą stać się potrzebą ze względu na pragnienie potwierdzenia swojej męskości przez działania seksualne. Dla wielu mężczyzn męskość mierzy się i ocenia właśnie działalnością seksualną. Postawa "sprawdzania się" zostaje niekiedy wniesiona z doświadczeń wcześniejszych do małżeństwa. Takie podejście mężczyzny do kontaktów małżeńskich bywa powodem frustracji żony, która oczekuje we współżyciu wyrazu miłości, jedności i więzi, a nie doznań. Na pewno nie jest dla niej interesujące służenie za "sprawdzian męskości" swojego męża. Próby wyjścia Co można zrobić, aby opisane wyżej trudności nie spowodowały nawarstwienia się i w konsekwencji konfliktów lub nawet kryzysów w małżeństwie? Czy istnieją jakieś możliwości rozwiązania problemów? Poniżej przedstawiono pewne propozycje mogące ułatwić rozwikłanie zaistniałych problemów. W zakresie nie spełnionych oczekiwań: nie "rozliczać" współmałżonka i najbliższych z nie spełnionych oczekiwań, bo to nie jest ich wina, obniżyć "poprzeczkę" jaką postawiono drugiej osobie w swoich oczekiwaniach; może te wymagania ich przerastają i mimo najlepszych chęci nie potrafią im sprostać, być tolerancyjnym dla niedoskonałości, słabości i wad współmałżonka, mając świadomość że my też nie jesteśmy ich pozbawieni, więcej dawać, a mniej oczekiwać; miłość to "dawanie" (czasu, siły, siebie...), pamiętać, że wchodzi się w małżeństwo z bagażem wieloletnich przyzwyczajeń, które - jak się często mówi - "są drugą naturą człowieka"; do zmiany ich potrzeba sporo czasu, a to wymaga cierpliwości drugiej osoby. W zakresie akceptacji swojej płci - najważniejszą sprawą jest zaakceptowanie siebie całego takim, jakim się jest; trzeba "pokochać siebie". Na marginesie tego zagadnienia warto zwrócić uwagę, że dążenie do dorównania modelom telewizyjnym czy gazetowym jest z góry skazane na niepowodzenie. I tak być musi, bo sugerowanie przez media, że prezentowany model czy modelka jest osiągalnym "standardem" jest wielkim oszustwem, jako że taki model jest wybranym spośród setek. Należy stworzyć swój "jedyny, niepowtarzalny" ale osiągalny styl i zaakceptować go, szanując wartości, jakie posiada się i jakie wnosi się w otoczenie. W zakresie współżycia małżeńskiego - nigdy nie może być ono nastawione na intensywność doznań. Współżycie jest wyrazem miłości, wierności i jedności małżeńskiej, jest "dawaniem" siebie drugiej osobie, jest wyrazem daru z siebie. Z tego jasno wynika, że szukanie we współżyciu przyjemności dla siebie czy innych swoich celów jest sprzeczne z ideą współżycia małżeńskiego, jest działaniem egoistycznym, a zatem przeciwnym miłości. II. 3. TRUDNOŚCI "ZEWNĘTRZNE" Tym określeniem objęto trudności, których przyczyny występują niejako poza samymi małżonkami, na które nie mają wpływu albo mają wpływ w niewielkim stopniu. Dotychczas omawiane trudności zamykały się w obrębie danego małżeństwa; rozwiązanie ich było możliwe przez samych zainteresowanych i zależało w dużej mierze od ich dobrej woli. W niniejszym rozdziale podjęto próbę przeanalizowania podstawowych trudności wynikających z przyczyn od małżonków niezależnych, a co gorsze - trudności najczęściej niemożliwych do rozwiązania własnymi siłami. Do najważniejszych należą: warunki ekonomiczne, warunki mieszkaniowe. Warunki ekonomiczne Bardzo ważny wpływ na właściwą egzystencję małżeństwa, a zatem także na atmosferę panującą w tej wspólnocie mają warunki materialne i socjalne, w jakich małżeństwo się rozwija. Warunki materialne to źródło utrzymania - stała i możliwie pewna praca dająca określony, godziwy zarobek, natomiast warunki socjalne to głównie mieszkanie. Zdziwienie, oburzenie i wreszcie niepokój musi budzić decyzja o założeniu rodziny przez ludzi nie mających stałych środków utrzymania. Jeżeli z jakichkolwiek powodów nie posiada się własnych środków utrzymania, nie można zakładać rodziny! Małżeństwo nie może być wspólnotą będącą na utrzymaniu, np. rodziców, bo taka sytuacja jest współcześnie patologią rodziny. W dawniejszych czasach, kiedy małżeństwo było częścią, ogniwem większej wspólnoty zwanej rodem, normalną rzeczą było utrzymywanie się ze wspólnych zasobów należących do rodu. Jednak brak autonomii i samodzielności ówczesnych małżeństw źle wpływał na ich rozwój, co potwierdza historia. Jeżeli współczesne małżeństwo żyje na utrzymaniu rodziców, musi liczyć się z możliwością ingerencji w ich życie tych, którzy płacą na utrzymanie, bo będą się czuli upoważnieni do kontrolowania wydatków. Małżeństwo to będzie pozbawione tożsamości. Nie można pomocy rodziców mylić z utrzymaniem. Rodzice starają się w najróżniejszy sposób pomagać młodym małżonkom świadomi tego, że ich potrzeby związane z "urządzaniem się" są w tym okresie duże. Pomoc rodziców w miarę ich możliwości w jakiejkolwiek formie jest naturalnym odruchem i zawsze winna być przez "młodych" przyjmowana z wdzięcznością. Ale pomoc tym się różni od utrzymania, że nie jest koniecznością rodziców, realizowaną w określonej wysokości i w sposób ciągły. Istnieje powiedzenie, iż "pieniądze szczęścia nie dają" i mimo, że jest to prawdą, to również prawdziwe jest stwierdzenie, że "bez nich żyć się nie da". Szczególnie w początkowym okresie małżeństwa, kiedy potrzeby znacznie przekraczają możliwości, bardzo ważna okazuje się umiejętność gospodarowania tym, co się posiada. Dla uniknięcia rozczarowań i frustracji ważna jest świadomość, że do urządzenia się na odpowiednim poziomie najczęściej dochodzi się przez wiele lat. I to młode małżeństwo, teraz borykające się w sposób szczególny z trudnościami finansowymi, żyjące skromnie, też urządzi się ale to wymaga czasu. Taki porządek rzeczy jest powszechny i naturalny. Wielokrotnie stwierdzano, że mozolne zdobywanie określonych dóbr własną pracą daje bardzo dużo satysfakcji i radości. Natomiast najważniejsze jest posiadanie stałego źródła utrzymania. Warunki mieszkaniowe Drugim poważnym powodem trudności "zewnętrznych" są warunki mieszkaniowe młodych małżonków. Byłoby idealnie, gdyby młodzi ludzie rozpoczynali życie w małżeństwie w swoim mieszkaniu. Tak byłoby najlepiej, ale rzeczywistość jest bardziej brutalna. Zdecydowana większość małżonków rozpoczyna życie małżeńskie u boku rodziców. Sytuacja taka często bywa jedynym wyjściem i chociaż zostaje akceptowana przez obydwie strony, może być (i niestety często jest) powodem nieporozumień, niezgody, a niekiedy nawet poważnych konfliktów między rodzicami a "młodymi". Można wspólnie zamieszkać w "jej" rodzinie lub w "jego" - z rodzicami i ewentualnie rodzeństwem. Najczęściej małżonkowie nie mają wyboru, z którą rodziną zamieszkają, ponieważ jest tylko taka określona możliwość. Należy jednak zauważyć, że mieszkanie "u niej" czy "u niego" stwarza różne relacje, a tym samym inne problemy, na które warto zwrócić uwagę. Świadomość możliwości wystąpienia określonych sytuacji daje szansę zapobiegania lub złagodzenia napięć i ich skutków. Chociaż zamieszkanie z jedną czy drugą rodziną niesie w sobie możliwość konfliktów, to jednak zamieszkiwanie z "jej" rodziną stwarza mniejsze ryzyko. Spróbujmy to uzasadnić. Używając bardzo uproszczonej oceny wspólnego życia dwojga rodzin można przyjąć, że najczęstszym źródłem nieporozumień są miejsca wspólnie używane, a do takich należą: łazienka i kuchnia. Jakkolwiek w kwestii łazienki chodzi głównie o termin i długość czasu jej "używania", tak w kuchni nieuniknione są spotkania domowników. Warunki panujące w jednej kuchni utrudniają prowadzenie osobnych "gospodarstw" obydwóch rodzin. Niektóre rodziny rozwiązują to wspólnym przygotowaniem obiadu, natomiast samodzielnym organizowaniem pozostałych posiłków. Spotkania w kuchni matki z córką (już w roli "pani domu") zwykle nie wnoszą więcej konfliktów niż ich było przed ślubem, a wręcz odwrotnie. Jest może więcej życzliwych uwag i porad, jest też przyjęcie przez córkę większej niż poprzednio części obowiązków związanych ze wspólnym prowadzeniem domu. Praktycznie kontakty między zamieszkującymi rodzinami ograniczać się mogą tylko do tych spotkań. Jeżeli są one poprawne, to i atmosfera tam panująca jest właściwa. Zięć powinien się "wpisać" w życie rodziny, do której wchodzi, pamiętając że i w tej rodzinie - jak w każdej innej - istnieją już od wielu lat przyjęte zwyczaje i jego wejście nie powinno ich burzyć. Istnieje co prawda ryzyko konfliktów spowodowanych pojawieniem się drugiej "głowy rodziny" i koniecznością określenia terytorium jej działania. Może to być trudne dla teścia, który być może do tego czasu sam o wszystkim decydował. Jednak doświadczenie wykazuje, że nie są to sytuacje częste. Powstanie drugiej rodziny i wspólne zamieszkanie zawsze powodują pewne zamieszanie, ale jeżeli jest to w "jej" rodzinie i przy dobrej woli zainteresowanych można je zminimalizować. W analogicznej sytuacji, zamieszkanie młodego małżeństwa w domu męża, niesie dla żony trudności "wpisania się" w ten dom i większe ryzyko konfliktów z... teściową. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja synowej w domu teściów jest znacznie trudniejsza niż zięcia w domu teściów. Do konieczności wspólnego dzielenia zadań i spotkań w kuchni, różnej organizacji i mniejszej wprawie w pracach domowych, trudności "poruszania się po nowej kuchni" dochodzi często (nawet nieuświadomiona) niechęć teściowej do synowej, w której widzi ona "rywalkę" o względy jej syna. Z badań psychologicznych oraz doświadczeń życiowych wynika, że bardzo częstym zjawiskiem jest "zazdrość" matki o względy i zainteresowanie syna. Relacja matki do syna pod względem natężenia i powszechności jest specyficzna i nie znajduje porównania z innymi relacjami. W omawianej sytuacji mieszkaniowej bardzo ważna jest rola i stanowisko, jakie przyjmuje młody małżonek względem żony i względem matki. Sprawą najważniejszą jest to, aby we wszystkich sprawach, a szczególnie większych czy mniejszych nieporozumieniach, mąż zawsze brał stronę żony. Brak zdecydowanego stanowiska z jego strony w tej kwestii może spowodować powstanie "obozu rodzinnego" przeciw młodej mężatce, czego ona najczęściej długo nie wytrzyma. W przypadku nawet drobnych nieporozumień między żoną i matką czy jakichkolwiek uwag, wyraźne opowiedzenie się po stronie żony może uświadomić "zazdrosnej" matce, że nie akceptując synowej, "straci" definitywnie syna, wywołując jego niechęć, a nawet wrogość. Wyjściem z tego jest zaakceptowanie synowej. Chociaż niewłaściwe relacje "chorobliwego" przywiązania matki do syna nie są jedynymi, jakie występują, to skala zła, które mogą wyrządzić młodemu małżeństwu jest tak duża, że warto temu zagadnieniu poświęcić więcej uwagi. Są mi znane cztery bolesne przypadki, kiedy relacje matki do syna, jej "małpia" miłość i zazdrość oraz ciągłe "zatruwanie życia" synowej pod pretekstem dobra dla syna, spowodowały rozbicie tych małżeństw. Trzy z nich się niestety rozeszły, czwartej też to grozi. Pamiętam szokujące słowa wypowiedziane do męża przez jedną z żon "(...) wiesz, że do ciebie mam tylko jedną pretensję, że nie potrafisz się oderwać od swojej matki, a ona robi wszystko żeby cię oderwać od nas. Wiesz dobrze, że cię kocham, ale ja tak żyć nie mogę. Chcesz, abyśmy byli normalną rodziną, ja też tego chcę, ale to jest możliwe dopiero wtedy, gdy twoja matka umrze...". Przerażające słowa psychicznie wyczerpanej kobiety. Inne małżeństwo dziewiętnaście lat po rozwodzie i pół roku po śmierci matki zaczęło się ponownie spotykać (chociaż dziecko zawsze miało kontakt z obydwojgiem rodziców) i jest duża szansa na stworzenie normalnej rodziny i wspólne życie. Skala zagrożenia jest duża. Wyraźny jest też powód. Młody mężczyzna, który nie potrafi oderwać się od matki, "odciąć pępowiny", mieć swoje zdanie, podjąć odpowiedzialności za żonę i dzieci i uświadomić sobie, że w jego życiu one są najważniejsze, taki człowiek nie jest dojrzały do małżeństwa i jeżeli założy rodzinę, będzie to wielkim błędem. Człowiek uzależniony nie potrafi sobą dysponować, a w tym wypadku jest "uzależniony" od matki, jeżeli nie w sensie fizycznym to psychicznym. Pismo św. wyraźnie mówi: "(...) opuści (...) ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną ..." (Mk 10,7-8), a "opuszczenie" to dotyczy głównie sfery psychicznej. "Oderwanie się" jest najczęściej utrudnione ze względu na zachowanie matki, manifestowanie zaborczej, nierozumnej miłości, wciskanie się w życie młodego małżeństwa, okazywanie niechęci do synowej, wytykanie jej wad, błędów itp. W takich relacjach młody małżonek często "odciągany" jest przez matkę od swojej rodziny pod pozorem konieczności przyjścia do samotnej, stęsknionej, "chorej" matki, aby jej dotrzymać towarzystwa, pocieszyć, porozmawiać, pomóc... Oczywiście założenie własnej rodziny nie zwalnia od obowiązku opieki nad rodzicami, jeżeli jest to potrzebne i uzasadnione. A granica konieczności i uzasadnienia jest wyraźna, szczególnie dla wrażliwego, ale trzeźwo patrzącego dziecka. Kiedy granica ta jest bezzasadnie przekraczana ze szkodą dla reszty rodziny, syn może i powinien odpowiedzieć "(...) nie, to nie jest konieczne, natomiast moja obecność jest konieczna przy żonie (i dzieciach)". Na szczęście nie jest to jedyny rodzaj relacji między matką a synem i synową. Znane są nierzadkie przypadki wspaniałych i mądrych stosunków między matką a synem, a także autentycznych, pełnych sympatii relacji między tymi dwiema - tak ważnymi w życiu mężczyzny - kobietami, z których najważniejszą od dnia ślubu jest żona. Trudności "zewnętrznych" jest wiele. Tu ograniczono się jedynie do najważniejszych. Specyfiką tych trudności jest niemożliwość ich rozwiązania. Nie mając większego wpływu na zmianę (przynajmniej aktualnie) istniejącego stanu rzeczy i określonych sytuacji powodujących trudności, warto przynajmniej nabrać do nich odpowiedniego dystansu i starać się łagodzić ich skutki. opr. mg/ab
częstotliwość współżycia w małżeństwie forum